Dziś sam przychodzę do Was po jedzenie.

Kup Kilogramy Godności

Kiedyś woziłem jedzenie dla biednych ludzi. Dziś sam przychodzę do Was po jedzenie

Kup Kilogramy Godności

Kiedyś swoim samochodem woziłem jedzenie dla biednych ludzi. Dzisiaj sam przychodzę do Was po jedzenie. I mieszkam w pożyczonym samochodzie.

Jak to się potoczyło, że Pan Tomasz – samodzielny właściciel małej firmy, aktywny sportowiec – nie ma gdzie mieszkać, jest bez pracy, i by przeżyć przychodzi po jedzenie do Punktu pod Parasolem. 

Spotykam Pana Tomasza w poniedziałkowe popołudnie na warszawskiej Woli w naszym Punkcie pod Parasolem, gdzie wydajemy paczki z jedzeniem.
Przychodzi do nas od 3 miesięcy i jak mówi: „Jestem w najgorszym momencie swojego życia, na takim dużym, życiowym zakręcie. 

Pan Tomasz dalej opowiada: „Od maja nie mam nic. Mieszkam w pożyczonym samochodzie, mieści się tam nawet materac. Parkuję gdzieś, gdzie są toalety, bieżąca woda. Na razie nie było mrozów, więc w nocy można wytrzymać. Mam patenty na życie. Jak chcę zjeść coś ciepłego, to zawijam słoik w szmatkę i podgrzewam na silniku. Nauczyłem się, że można jeść raz na trzy dni. Wystarczy pić ciepłe napoje, na herbatnikach też można jechać.”

Patrzę na szczupłego, wysokiego 50-letniego mężczyznę, w czarnej bluzie i bojówkach. Wszedł tutaj o lasce. I pytam, jak wcześniej wyglądało jego życie. A on mówi: Zawsze byłem przedsiębiorczy. Już w wieku 21 lat miałem własną firmę i mieszkanie. To były lata 90. Dobry czas dla mnie. Pracowałem ciężko, czasem nawet fizycznie. Ożeniłem się, urodziły nam się dzieci. Sam często pomagałem innym. Wie Pani, że woziłem paczki z jedzeniem w Waszym Banku? Nigdy nie myślałem, że kiedyś będę musiał korzystać z czyjeś pomocy. 

To zadaję pytanie: Co takiego się wydarzyło, że teraz nie ma nic? To się zaczęło 6 lat temu. Najpierw rozwód i zasądzone wysokie alimenty. Musiałem jeszcze więcej pracować, by to wszystko opłacić, a sam mieć za co żyć. I choć już wtedy było trudno, to potem przyszedł ostateczny cios. Ciało mnie zawiodło. Mój kręgosłup nie wytrzymał. Potrzebna była pilna operacja. A to był dopiero początek kłopotów. Komplikacje sprawiły, że mimo leków, ból odczuwałem w zasadzie ciągle. Nie byłem w stanie sam wstać i się ubrać. To co robiłem całe życie – czyli ciężka praca – stała się niemożliwa. Przestałem zarabiać. Straciłem mieszkanie. I teraz jestem tu, gdzie jestem. 

Tych historii, gdzie życie tak gwałtownie zmienia bieg, są dziesiątki tysięcy. I w odpowiedzi na te historie, setki tysięcy kilogramów z jedzeniem musi wyjechać z naszego magazynu. 

Dlatego dziś prosimy: proszę podarować kilogramy jedzenia i dać odrobinę godności tym, których pokonało życie. 

Pani Urszula i Pan Andrzej

„Nie miałam pracy, mąż trochę zarabiał jako malarz, ale zaczął się skarżyć na nogi i musiał przestać pracować. Okazało się, że jest chory i przeszedł na rentę" -opowiada Pani Urszula. "W tym samym czasie zachorowałam i ja, i jeden z naszych synów. Trudno nam było żyć. Poprosiliśmy o pomoc i zaczęliśmy dostawać paczki z żywnością. To było 15 lat temu i tak jest do dziś. Zdrowie męża się pogorszyło i wymaga mojej ciągłej opieki. Nie mogę iść do pracy. Utrzymujemy się z zasiłków. Na życie mamy niewiele ponad 1000 złotych. Co miesiąc zastanawiamy się jak je mądrze wydać. Płacimy czynsz, kupujemy prąd, leki na receptę, trochę jedzenia….. Na leki bez recepty, których potrzebuje mąż już nie zawsze nam starcza. Nie myślimy co chcielibyśmy więcej. Dobrze, że dostajemy jedzenie. Ono pozwala nam przetrwać. Gdyby nie ono, byłoby z nami źle."

Pani Katarzyna

Moje życie to nieustanna walka. Samotnie wychowuję dzieci. Mój starszy syn choruje na nieuleczalną osobę i wymaga opieki 24 godziny na dobę. Nie mogę wrócić do pracy. Nie mogę zostawić syna samego w domu. Ledwo wiążemy koniec z końcem. Zdarzyło mi się nie zapłacić za wodę. Musiałam prosić o odroczenie płatności. Jestem sumienną osobą - chleb, opłaty i jedzenie dla dzieci to rzecz święta. Od kiedy zostałam sama z dziećmi, to muszę mocno zaciskać pasa, by starczyło na najbardziej skromne życie. Jeśli zdrowie mi pozwala staram się podejmować dorywcze prace. Kiedy wróciłam do domu z jedzeniem z Banku Żywności to się rozpłakałam. To była dla mnie ogromna pomoc. Nie spodziewałam się, że dostanę tyle dobra. Czuję ogromną wdzięczność i radość, że je mam i że będę miała z czego przygotować jedzenie dla mojej rodziny.

Zbieramy żywność. Oddajemy godność.